Zielony kompas dla rozwoju – tak o Krajowym Planie na Rzecz Energii i Klimatu ( KPEiK ) mówi Ministerstwo Klimatu i Środowiska odpowiedzialne za przygotowanie dokumentu. Rządowy plan zawiera scenariusze rozwoju energetyki oraz innych sektorów generujących wysoką emisję CO2, których transformacja ma przyczynić się do ograniczenia emisji w gospodarce i rozwoju odnawialnych źródeł energii. Plany klimatyczne są obszernymi dokumentami, które nakreślają kierunki rozwoju w pięciu wymiarach unii energetycznej: obniżenia emisyjności, poprawy efektywności energetycznej, bezpieczeństwa energetycznego, uczestnictwa w unijnym rynku energii oraz rozwoju działalności badawczej i innowacji. W każdym z tych obszarów planowane są działania, które mają być odpowiedzią na wyzwania związane z energetyczną transformacją gospodarki i kryzysem klimatycznym. Horyzont tych prognoz sięga 2040 roku. Co ważne, podobne dokumenty składają wszystkie kraje UE, a ich zewnętrznym recenzentem jest Komisja Europejska.
Polska opóźnia złożenie swojego planu, choć nie jest w tym odosobniona. Kraje członkowskie powinny były przedstawić plany klimatyczne do końca czerwca bieżącego roku. Wymaganego terminu dotrzymały jednak tylko Niderlandy, Dania, Finlandia i Szwecja — cztery z 27 rządów UE. Do końca września w Komisji znalazło się łącznie 11 dokumentów przygotowanych przez państwa członkowskie. Do czterech pierwszych krajów dołączyły Francja, Niemcy, Luksemburg, Włochy, Łotwa, Irlandia i Hiszpania.
Opóźnienia w złożeniu planów klimatycznych to już drugie z potknięć w tym procesie. Analiza projektów tych dokumentów, które spłynęły do Komisji pod koniec ubiegłego roku pokazała, że w horyzoncie 2030 roku Unia jako całość nie osiągnie zakładanego celu obniżenia emisji.
Plany wróciły więc „do poprawki”, a ambitne scenariusze, w których kraje sięgają po dodatkowe rozwiązania, mają pomóc w realizacji polityki klimatycznej. W przypadku Polski opóźnienie jest jednak poważniejsze, ponieważ ambitny scenariusz wciąż nie ujrzał światła dziennego nawet jako projekt. Na początku marca do Brukseli trafił natomiast pierwszy z wymaganych scenariuszy, który odzwierciedla efekty ograniczania emisji wynikające z istniejących polityk. A pół roku później, w pierwszych dniach września, Ministerstwo Klimatu uchyliło rąbka tajemnicy przedstawiając główne założenia ambitnego scenariusza dekarbonizacji.
Na gruncie krajowym największą uwagę przykuwa zawarta w KPEiK ścieżka zmiany tzw. miksu energetycznego, czyli pytanie, w jakim tempie będziemy odchodzić od wykorzystania węgla w energetyce oraz które paliwa zapewnią stabilność dostaw energii. Nic dziwnego, bo jako ostatni z krajów europejskich większość energii elektrycznej i ciepła produkujemy z węgla. I do 2030 roku to węgiel będzie źródłem stabilizującym produkcję energii w okresach, gdy „nie wieje i nie świeci”. Co dalej? W planach jest uruchomienie elektrowni atomowej, ale nie tylko. Ważnym źródłem, które może pełnić rolę zabezpieczającą dostawy energii jest biogaz. To poza słońcem i wiatrem jeszcze kolejne ze źródeł odnawialnych, które mają docelowo dostarczyć 50%, a przy ambitniejszych założeniach 56% energii elektrycznej. Warto jednak zapisy planu klimatycznego analizować nie tylko w odniesieniu do warunków krajowych, ale w szerszym kontekście spoglądając, jak swoją energetyczną przyszłość widzą inne kraje członkowskie.
W planach, które zostały przedstawione Komisji w finalnej wersji, wszystkie kraje deklarują, że już w 2030 roku energię elektryczną będą produkować w większości ze źródeł niskoemisyjnych. Plany są bardzo ambitne. W Danii już w 2030 roku energia elektryczna pochodzić będzie wyłącznie ze źródeł odnawialnych. W Niemczech, Irlandii, Niderlandach, Szwecji, Hiszpanii i na Łotwie udział ten przekroczy 80% do końca bieżącej dekady. Nowym rozwiązaniem zapowiadanym w planach klimatycznych jest rozwój morskich hybrydowych farm wiatrowo-słonecznych. Pływające platformy z panelami fotowoltaicznymi mogą być instalowane i działać samodzielnie lub w połączeniu z morskimi farmami wiatrowymi. Pilotażowe projekty tego typu rozwiązań są prowadzone m.in. przez Holendrów i Belgów na Morzu Północnym. W morską energetykę słoneczną inwestują także Włosi i Francuzi na Morzu Śródziemnym.
Poszerza się też grono krajów, które stawiają na atom. Plany wykorzystania tego źródła do produkcji energii mają Włochy, które pod koniec lat 80-tych zrezygnowały z energetyki jądrowej. Przyczyną było wiążące referendum zorganizowane w roku 1987, tuż po katastrofie w Czarnobylu. Współczesne scenariusze zakładają powstawanie małych elektrowni jądrowych funkcjonujących na potrzeby przemysłu i przedsiębiorstw energetycznych w regionach przemysłowych.
Planowany w polskim planie klimatycznym wzrost wykorzystania źródeł odnawialnych w produkcji energii do 56% do końca bieżącej dekady jest sporym krokiem w porównaniu z prognozami z 2019 roku, które zakładały 32%. Będzie to możliwe dzięki odblokowaniu możliwości budowania farm wiatrowych na lądzie, wsparciu rozwoju fotowoltaiki, ale też dzięki nowym rozwiązaniom organizacyjnym (np. model prosumenta wirtualnego). Krajowy plan zakłada, że efektem transformacji będzie obniżenie jednostkowego kosztu wytwarzania energii elektrycznej o 13%. Rozwój ten musi być jednak wspierany przez modernizację i rozbudowę sieci dystrybucyjnych i przesyłowych, metody magazynowania energii i mechanizmy zarządzania popytem.
Dekarbonizacja sektora energii to jednak tylko pierwszy krok na ścieżce ograniczania emisji. Jest szczególnie trudnym wyzwaniem dla branż generujących wysoką emisję CO2, w tym produkcji cementu, obróbki metali, wyrobów chemicznych, szkła. Z pomocą mogą przyjść nowe technologie. Jednym z głównych kierunków wskazywanych w planach klimatycznych jest produkcja tzw. zielonego wodoru. Może on być wykorzystywany jako czyste paliwo lub surowiec chemiczny w różnych sektorach gospodarki, m.in. w hutnictwie, przemyśle chemicznym, energetyce, transporcie, żegludze morskiej i lotnictwie. Zielony wodór może również pomagać w stabilizowaniu systemów energetycznych w krajach o dużym udziale energii wiatrowej i słonecznej. W okresach największej produkcji, gdy generacja energii musi być administracyjnie ograniczana, a ceny energii w poszczególnych godzinach są bardzo niskie bądź nawet ujemne, produkcja wodoru może zagospodarowywać nadwyżki energii.
Obecnie barierą wdrożenia zielonego wodoru na szeroką skalę są wysokie ceny tego ekologicznego paliwa. Planowane ścieżki dekarbonizacji przewidują jednak systematyczny wzrost globalnego zapotrzebowania także dlatego, że zielony wodór może być stosowany w tych gałęziach gospodarki, które tradycyjnie w ogóle nie wykorzystywały wodoru. W samej UE w 2030 produkcja zielonego wodoru szacowana jest na 10 mln ton, a drugie tyle ma pochodzić z importu.
Opłacalność produkcji uzależniona jest od możliwości korzystania z taniej energii odnawialnej, ponieważ zielony wodór wytwarzany jest w procesie elektrolizy wody. Nic więc dziwnego, że rozwój technologii zielonego wodoru znalazł się w planach wszystkich krajów, które mają wyjątkowo dobre warunki wytwarzania odnawialnej energii. Barierą jest też brak infrastruktury pozwalającej na magazynowanie i transport tego surowca. Dlatego największy potencjał mają przedsięwzięcia, w których producenci i duzi odbiorcy przemysłowi będą ulokowani w bliskiej odległości.
W Polskim KPEiK zielony wodór jest także wskazywany jako ścieżka pozwalająca na dekarbonizację przemysłu. Wizja zarysowana w planie klimatycznym jest też wspierana strategią rozwoju energetyki wodorowej. Spójność dokumentów to dobry znak pozwalający zakładać, że plan klimatyczny nie będzie jedynie formalnym dokumentem, a rzeczywistą podstawą do wdrażania zmian. Choć diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach. U progu rewolucji wodorowej Polska wydaje się być w korzystnej sytuacji startowej. Jesteśmy jednym z trzech największych producentów tzw. szarego wodoru w Unii Europejskiej, wytwarzanego w procesach przetwarzania gazu ziemnego. Zastąpienie go zielonym odpowiednikiem będzie stanowiło wyzwanie kapitałowe i organizacyjne. W polskiej strategii wodorowej ma wiązać się z wykorzystaniem morskiej energetyki wiatrowej. Innym źródłem, którym interesują się inwestorzy są odpady komunalne i biomasa. Potencjalnie możliwe jest też wykorzystanie energii jądrowej jako źródła energii do produkcji wodoru po 2030 roku.
Rozwiązaniami, które mogą wspomagać przemysł są też technologie CCS (ang. Carbon Capture and Storage) polegające na wychwytywaniu CO2 ze spalin oraz jego magazynowaniu w bezpieczny dla środowiska sposób. W planach klimatycznych inwestycje w rozwój takich rozwiązań zapowiadają Dania, Francja, Niemcy, Niderlandy, Szwecja, Hiszpania i Włochy. Technologia ta nie jest jeszcze w pełni dojrzała, a obszary, których możliwe jest magazynowanie CO2 są ograniczone. Wśród wymienionych krajów tylko Dania i Włochy wskazały obszary, w których ten proces byłby możliwy. Powstają jednak porozumienia, które mają wspierać kraje w rozwoju infrastruktury CCS. Przykładem jest regionalne porozumienie podpisane w 2023 roku między Włochami, Francją i Grecją.
Istotną kwestią podkreślaną w planach klimatycznych jest też pomocnicza rola technologii CCS. Ma ona być wprowadzana tam, gdzie wielkości emisji są bardzo duże i przy obecnym stanie zaawansowania technologicznego nie da się ich zredukować innymi metodami. Najlepszym przykładem jest tutaj produkcja cementu. CCS nie może natomiast zastępować zmian i poprawy efektywności w produkcji przemysłowej lub, co gorsza, pogłębiać uzależnienia od stosowania paliw kopalnych. Z tego powodu m.in. w niemieckim planie klimatycznym wyraźnie wskazuje się, że ze wsparcia dla rozwoju technologii CCS wyłączona jest produkcja energii elektrycznej i ciepła z węgla.
W polskim KPEiK plany wykorzystania technologii CCS w przemyśle nie są rozwijane, choć narracja dotycząca potrzeby rozwoju tych rozwiązań toczy się w środowiskach energetycznych od ponad dekady. Do tej pory jednak wspierana była wizją zachowania pozycji węgla w energetyce. I tu potrzebna jest zasadnicza zmiana. Zwrot ku technologiom CCS może pomóc w dekarbonizacji przemysłu. Nie jest to rozwiązanie uniwersalne i jego wybór powinien być uzależniony od specyfiki poszczególnych branż i zakładów. Nie ulega jednak wątpliwości, że technologie te zyskały orędowników także wśród organizacji pro-środowiskowych.
Ministerstwo przedstawiając założenia ambitnego scenariusza wyceniło koszty związane z brakiem transformacji. Koszty zaniechania tych działań to 259 mld zł rocznie, na co składa się koszt importu paliw, wartość pozwoleń na emisję, które będą musiały zakupić wysokoemisyjne firmy, koszty zdrowotne wynikające z zanieczyszczenia powietrza i straty związane z występowaniem ekstremalnych zjawisk pogodowych. Choć szczegóły tych kalkulacji będzie można poznać dopiero po publikacji pełnej wersji planu klimatycznego, po raz pierwszy podjęto próbę takiego oszacowania.
Pełna wersja KPEiK będzie też zawierać załącznik wskazujący na źródła finansowani poszczególnych działań. To dodatkowy i niewymagany przez Komisję Europejską załącznik, który jest kluczowy, jeśli strategia ma być żywym, a nie chowanym w szufladach dokumentem.
Całość musi jeszcze przejść proces konsultacji publicznych. Jak pokazują doświadczenia innych krajów, uzyskanie konsensusu wokół proponowanych przez rząd rozwiązań może istotnie wpływać na opóźnienia w dostarczeniu finalnych wersji planów. Polska, podobnie jak inne kraje, stoi przed trudnym zadaniem pogodzenia ambitnych celów klimatycznych i dbałości o spójność społeczną. Wymaga to zaangażowania i dialogu nie tylko na etapie tworzenia planu, ale przede wszystkim jego wdrażania. Ministerstwo Klimatu i Środowiska zapowiada, że dialog będzie prowadzony nie tylko w fazie przygotowywania planu klimatycznego, ale także w trakcie realizacji KPEiK. Ostatecznie, to nie tylko od determinacji rządu, ale także zaangażowania biznesu, samorządów i wsparcia społecznego będzie zależeć, czy cele postawione na najbliższe lata zostaną osiągnięte.