Dyrektywa ws. charakterystyki energetycznej budynków przyjęta została 12 kwietnia przez Radę Unii Europejskiej. Niemalże natychmiast media obiegły wyrazy sprzeciwu wobec nowej regulacji. Wspólnym wątkiem sygnalizowanych obaw było przekonanie, że UE nakłada na państwa członkowskie zbyt duże obowiązki, przerzucając koszty ich realizacji na obywateli.
Dyrektywę EPBD należy postrzegać jako jeden z kluczowych elementów unijnej polityki klimatycznej. Jest to kwestia o tyle istotna, że budynki odpowiadają za około 40 % zużycia energii i za 36 % emisji gazów cieplarnianych w Unii Europejskiej. Aby znacząco zmniejszyć konsumpcję energii, należy przede wszystkim zadbać o odpowiednią izolację budynków, która zmniejszy ich energochłonność. Skala termomodernizacji w państwach członkowskich musi być jednak bardzo duża z uwagi na generalnie niezadowalający stan budynków. Szacuje się, że w całej Unii Europejskiej aż 75% budynków jest nieefektywnych energetycznie.
Pobudki ekologiczne nie są jednak jedynymi, które stoją za dyrektywą. Istotną motywacją jest też bezpieczeństwo międzynarodowe i paląca potrzeba uniezależnienia UE od importu paliw kopalnych z państw trzecich – przede wszystkim Rosji.
Warto też przypomnieć, na czym polega specyfika dyrektywy jako unijnego aktu prawnego. Określa ona konkretny cel, który ma być zrealizowany przez państwa członkowskie. Dyrektywa pozostawia jednak państwom członkowskim UE dowolność w kwestii doboru środków, które doprowadzą do osiągnięcia postawionego celu. W przypadku dyrektywy EPBD określone zostało więc swego rodzaju minimum w kwestiach kluczowych dla prowadzenia szeroko zakrojonej termomoderniacji budynków. Zobowiązano państwa członkowskie do podjęcia działań w tym zakresie.
Realizacja celu określonego w dyrektywie wymaga transpozycji unijnych regulacji do prawa krajowego. Oznacza to, że ostateczna postać działań, poprzez które realizowane będą w Polsce zapisy EPBD, zależy głównie od rządu. Reguła dotyczy oczywiście wszystkich państwach członkowskich.
Określone w dyrektywie minimalne normy charakterystyki energetycznej trudno uznać za szczególnie wygórowane.
W dyrektywie nie pojawia się wymaganie osiągnięcia klas najwyższych (A+, A, B). Cele te określone są na niższym poziomie (klasy D i E). Dodatkowo, zapisy dotyczące renowacji istniejących już budynków, opatrzono zastrzeżeniem, że decyzję o inwestycji należy podjąć z uwzględnieniem możliwości technicznych i opłacalności finansowej.
Podobnie sytuacja rysuje się w przypadku zapisów dotyczących fotowoltaiki. Najwcześniej objęte zostaną nimi nowe budynki publiczne, na których wymagana będzie instalacja paneli słonecznych. Z kolei właściciele budynków już istniejących, będą mieli na to czas nawet do 2032 roku (w zależności od typu budynku). Co jednak najważniejsze, regulacje dotyczące wykorzytywania energii słonecznej są w dyrektywie wyjątkowo miękko sformułowane. Energia słoneczna nie będzie więc nikomu narzucana na siłę, lecz instalowana tam, gdzie jest to wykonalne i opłacalne.
Warto zauważyć, że państwa członkowskie mają szerokie pole manewru w kwestii wykluczania poszczególnych rodzajów budynków z grupy tych, które mają być poddane renowacji. Przykładowo, z tego obowiązku mogą być zwolnione zabytki, a także mieszkania socjalne. Warunkiem jest fakt, że przeprowadzenie termomodernizacji wiązałoby się dla ich mieszkańców ze zbyt dużym obciążeniem finansowym.
Zdecydowana większość obaw związanych z restrykcyjnym charakterem dyrektywy EPBD należy wobec tego włożyć między bajki. Owszem, regulacje wprowadzone dyrektywą budynkową są kompleksowo zakrojonym planem termomodernizacji. Nie oznacza to jednak, że wszystkie budynki z dnia na dzień będą musiały być zeroemisyjne i wyposażone w najnowsze technologie. Szczególnie, gdy jest to niewykonalne lub nieopłacalne. Co równie ważne, w dyrektywie wzięto pod uwagę szczególną potrzebę ograniczenia kosztów społecznych transformacji oraz korzyści finansowe wynikające z przeprowadzenia w budynku inwestycji. Oznacza to, że dyrektywa wymaga od państw członkowskich, aby wprowadzając jej regulacje, uwzględniły te kwestie.
Kompleksowa i zakrojona na dużą skalę termomodernizacja budynków jest w naszym kraju bez wątpienia konieczna. Dyrektywa EPBD stanowi więc bezpośredni bodziec – zarówno dla samorządów, jak i prywatnych właścicieli nieruchomości – do podniesienia ich efektywności energetycznej. Wiąże się to z konkretnymi wyzwaniami oraz koniecznością rozsądnego zarządzania transformacją energetyczną na poziomie krajowym.
Przykładowo, wymagane w dyrektywie ustalenie jednolitego systemu klas energetycznych umożliwi porównywanie i monitorowanie stanu budynków i określanie potrzeb remontowych. W Polsce jednak wciąż trwają prace nad stworzeniem takiej klasyfikacji, a jej wprowadzenie zapowiadane jest na 2026 rok.
Problematyczna w tym kontekście jest niewielka popularność posługiwania się świadectwami charakterystyki energetycznej w skali kraju. Nie zmienił tego nawet wprowadzony w ubiegłym roku obowiązek wystawiania świadectw w przypadku m.in. sprzedaży czy wynajmu nieruchomości. Mimo istnienia bazy danych zawierającej wszystkie wystawione w Polsce świadectwa charakterystyki energetycznej, wciąż nie jest to narzędzie spełniające swoje podstawowe funkcje.
Jest to część zjawiska obserwowanego w znacznej części samorządów, czyli problemu z powszechnym wykorzystywaniem podstawowych danych na temat budynków. Aby przeprowadzić kompleksowy projekt termomodernizacji budynków, niezbędne jest prawidłowe zidentyfikowanie ich stanu i ustalenie optymalnej kolejności prac remontowych. Proces planowania wdrażania dyrektywy na szczeblu krajowym i samorządowym, powinien opierać się na rzetelnych i kompleksowych danych.
Drugą sygnalizowaną szeroko obawą jest obarczenie kosztami realizacji dyrektywy EPBD obywateli państw członkowskich. Oczywistym jest, że skala tak kompleksowej termomodernizacji będzie wiązać się z dużymi nakładami finansowymi. Pamiętać jednak należy, że już obecnie istnieje sporo programów wsparcia termomodernizacji skierowanych zarówno do właścicieli budynków jednorodzinnych (np. Program „Czyste Powietrze”), jak i wielorodzinnych (m.in. premia termomodernizacyjna, grant OZE). Do tej puli już funkcjonujących mechanizmów dofinansowania inwestycji, należy dodać m.in. środki z funduszu spójności, Krajowego Planu Odbudowy, a także ewentualne pożyczki z Europejskiego Banku Inwestycyjnego.
W dyrektywie EPBD znalazł się również wątek sprawiedliwości prowadzonych działań. Wobec tego, zobowiązano państwa członkowskie do wdrażania skutecznej polityki społecznej amortyzującej społeczne koszty transformacji energetycznej. Na ten cel przeznaczony jest Społeczny Fundusz Klimatyczny, którego Polska jest największym beneficjentem. Otrzymamy aż 18% z puli środków, czyli około 11,4 mld euro.
Do komentarzy w kwestii dyrektywy EPBD napływających z różnych stron sceny politycznej należy podchodzić ze sporym dystansem. Zarówno te zbyt optymistyczne, jak i te, które kreślą energetyczną katastrofę, niewiele mają wspólnego ze stanem faktycznym. Na ten moment możemy cieszyć się, że wszystkie państwa członkowskie UE będą dążyć do powszechnej termomodernizacji budynków. Optymizmem napawa też uwzględnienie w dyrektywie kwestii społecznych (m.in. ubóstwa energetycznego, gentryfikacji, potrzeb mieszkaniowych osób z grup wrażliwych). Z drugiej jednak strony, uzasadnione wydają się wątpliwości, czy wyrażone w dyrektywie cele uda się zrealizować we wszystkich państwach członkowskich na wysokim poziomie i w określonej perspektywie czasowej.
Na obecnym etapie trudno też określić, w jaki sposób dyrektywa będzie realizowana w Polsce. W tym zakresie największa odpowiedzialność leży w rękach rządu. Na jego korzyść działa przede wszystkim to, że wyznaczone w unijnym dokumencie cele sformułowano w taki sposób, że w praktyce ma on naprawdę sporą dowolność. Zarówno w doborze środków realizacji, jak i szczegółowej organizacji całego procesu.