Jedną z pierwszych decyzji Donalda Trumpa po zaprzysiężeniu było wycofanie USA z Porozumienia Paryskiego. Był to krok zapowiadany przez niego podczas kampanii wyborczej i podjęty również w czasie jego pierwszej kadencji. Odwrót drugiego największego emitenta na świecie od aktywnego udziału w dążeniu do globalnego zwalczania zmian klimatu oddala możliwość ograniczenia wzrostu temperatury na Ziemi do 1,5 stopnia Celsjusza w stosunku do stanu sprzed rewolucji przemysłowej. Wycofanie USA z grona sygnatariuszy Porozumienia Paryskiego jest nie tylko symbolicznym gestem sprzeciwu wobec polityki klimatycznej, ale i wstępem do konkretnych działań zwiększających znaczenie wysokoemisyjnych gałęzi amerykańskiego przemysłu. Choć gdy analogiczną decyzję podjął w swojej pierwszej kadencji, nie miała ona wówczas dużego wpływu na wzrost emisji – tym razem może być inaczej. Wówczas na zakończenie długotrwałych procedur i jej wejście w życie trzeba było czekać około roku, stąd decyzja ta obowiązywała de facto jedynie przez kilka miesięcy, aż do początku prezydentury Bidena, który ponownie przystąpił do Porozumienia Paryskiego. Tym razem jednak Trump podpisał rozporządzenie wykonawcze już w pierwszym dniu sprawowania urzędu, co również można odczytywać jako natychmiastowe przystąpienie do całego szeregu reform związanych z polityką klimatyczną.
Drugą kluczową decyzją Trumpa podjętą już na początku prezydentury jest wstrzymanie wprowadzonego przez swojego poprzednika działań zarówno na rzecz ochrony środowiska jak i ograniczających społeczne koszty transformacji energetycznej zawartych w tzw. ustawie inflacyjnej (IRA). Obejmowały one m.in. dotacje do zakupu i instalacji OZE, a także zakupu samochodów elektrycznych. Ostatnie z nich prawdopodobnie jednak nie przepadły na dobre. Z uwagi na silne wpływy Elona Muska w nowej administracji, możliwe jest skorygowanie tej decyzji lub stworzenie nowego systemu dofinansowań dla samochodów elektrycznych. Nie będzie to jednak decyzja podyktowana celami środowiskowymi, lecz interesami wpływowego właściciela Tesli.
Na celowniku Trumpa są głównie technologie OZE. Większych zmian w stosunku do poprzedniej administracji uniknie zapewne energetyka jądrowa. Daje to również perspektywę na dalszy rozwój współpracy w zakresie eksportu amerykańskich technologii jądrowych do Europy.
Pomysł Trumpa na politykę energetyczną jest prosty: najważniejsze są niskie ceny paliw, a krajowy przemysł wydobywczy ma się odrodzić i wspierać ten cel. W niedalekiej przyszłości możemy się więc spodziewać szeregu decyzji związanych ze wsparciem finansowym i legislacyjnym amerykańskiego przemysłu wydobywczego. Decyzje te mające na celu zmaksymalizowanie rodzimego wydobycia paliw kopalnych, odzwierciedlać będą powtarzaną przez Trumpa dewizą “drill, baby, drill”. Na horyzoncie są też kolejne postanowienia dotyczące zniesienia zakazów eksploatacji w tym celu terenów cennych przyrodniczo. Tak więc w momencie globalnych dążeń do odwrotu od paliw kopalnych, Stany Zjednoczone zmieniają kurs o 180 stopni.
Wobec zapowiadanego wzrostu znaczenia wydobycia paliw kopalnych w Stanach Zjednoczonych, Europa znajdzie się w polityczno-gospodarczym rozkroku. Z jednej strony, na rynku pojawi się więcej nie-rosyjskich paliw kopalnych. Wpłynie to prawdopodobnie na obniżenie cen energii w państwach Unii Europejskiej, które zrezygnowały z importu paliw z Rosji po jej agresji na Ukrainę. Z drugiej strony, odciążenie budżetów domowych Europejczyków, odbędzie się kosztem niepohamowanego wydobycia paliw kopalnych i zwiększania globalnych emisji.
Decyzje Trumpa z jednej strony ułatwią więc rozwiązanie problemu związanego z całkowitym wykluczeniem Rosji z rynku paliw UE i budowania bezpieczeństwa energetycznego regionu. Z drugiej jednak sabotują działania mające na celu osiągnięcie globalnych celów klimatycznych.
Odwrót jednego z największych graczy od wspierania działań na rzecz ograniczenia zmian klimatu na pewno nie pozostanie bez wpływu na tempo i możliwości realizacji globalnych celów klimatycznych. Czy to sygnał, że są one skazane na porażkę? – Niezupełnie. Jednym z czynników, który może w pewnym stopniu ograniczać wprowadzane przez prezydenta Trumpa zmiany, jest federalizm. Polityka klimatyczna USA może – i już się tak dzieje – odbywać się również na poziomie poszczególnych stanów. Tak więc wdrażanie prezydenckich regulacji może być w pewnym stopniu ograniczane przez władze stanowe. Drugim czynnikiem, który może zweryfikować plany Donalda Trumpa w kwestii rozwoju przemysłu wydobywczego, są możliwości modernizacji amerykańskich kopalń i efektywność tych inwestycji. Od lat bowiem zatrudnienie w amerykańskim przemyśle wydobywczym spada, a kolejne kopalnie są zamykane. Odwrócenie tej tendencji będzie trudne. Nasuwa się więc pytanie, czy Trump będzie realizował swoją wizję mimo braku jej opłacalności i jaką skalę ostatecznie przyjmą te działania.