Energetyka jądrowa w horyzoncie kilkunastu lat ma zapewnić Polsce stabilną energię. Obok decyzji o budowie dużej elektrowni w nadmorskim Słajszewie w ostatnich miesiącach pojawiają się coraz liczniejsze zapowiedzi firm przemysłowych o stawianiu małych reaktorów jądrowych. Osoby zainteresowane energetyką i jej społeczno-gospodarczymi aspektami śledzą ten proces z entuzjazmem. Nie dzieje się to po raz pierwszy. O entuzjazmie budowniczych EJ Żarnowiec i jej upadku pisze Piotr Wróblewski, pochodzący z Redy kierownik redakcji warszawskiej portalu Nasze Miasto. Jako analityk społecznych aspektów transformacji, wychowany między blokami wybudowanymi przez EJ Żarnowiec w Wejherowie, z przyjemnością sięgnąłem po tę książkę. Mało kto się jej spodziewał, lecz na Pomorzu czekało na nią wiele osób.
Zgodnie z powszechną wiedzą, pierwszy niekomunistyczny rząd zatrzymał na ostatniej prostej największą inwestycję PRL ze względu na brak pieniędzy i protesty społeczne. Wskutek tej decyzji, niemal gotowe tereny i budynki elektrowni na południowo-wschodnim brzegu jeziora Żarnowieckiego wykorzystują dziś firmy produkcyjne i amatorzy eksploracji.
Dla osób wychowanych w latach 80. i 90. w Redzie lub w Wejherowie EJ Żarnowiec to jednak coś więcej. Elektrownia obecna jest we wspomnieniach rodziców i krewnych, zaangażowanych w budowę lub protesty społeczne. Ale przede wszystkim została utrwalona w duchologicznych migawkach z dzieciństwa. Kilka lat temu Stowarzyszenie EJ Żarnowiec z Gniewina postanowiło dokumentować informacje, wywiady i archiwalne zdjęcia niedokończonej elektrowni na stronie internetowej.
Do teraz brakowało całościowego prześledzenia historii budowy, wskazania instytucji odpowiedzialnych za jej fiasko, a także oceny skutków społecznych zaniechania inwestycji. Reportaż Piotra Wróblewskiego bardzo dobrze wypełnia tę lukę.
Autor rekonstruuje historię EJ Żarnowiec, odkrywając interesy i powiązania polityczne decydentów oraz ich konsekwencje dla przebiegu procesu budowlanego. Zmieniająca się struktura ministerstw i karuzela osób odpowiedzialnych za energetykę w komunistycznym rządzie mocno rzutowały na zarządzanie i logistykę inwestycji. Zaletą książki jest precyzja. Autor jednoznaczne wskazuje personalia zaangażowanych osób. Kreśli główne osie napięć między górnikami a energetykami, inwestorem a generalnym wykonawcą, poziomem centralnym a samorządem i wreszcie koalicją przeciwników i zwolenników EJ Żarnowiec.
Odtworzona sekwencja zdarzeń i konstelacja osób pozwalają rozstrzygnąć o dokładnych przyczynach upadku inwestycji. Nie będę ich w tym miejscu zdradzał. Na pewno jednak mogą stanowić użyteczny materiał dla instytucji stawiających elektrownię jądrową 20 km dalej i ponad 30 lat później. Zwłaszcza, że znaczna część napotkanych problemów nadal pozostaje aktualna. Podobnie jak wnioski o przygotowaniu kadr, zapewnieniu łańcuchów dostaw i zarządzaniu wielkoskalową inwestycją.
Po pierwsze, wbrew powszechnym przypuszczeniom, to nie katastrofa w Czarnobylu w 1986 roku dała bezpośredni impuls dla społecznego sprzeciwu wobec EJ Żarnowiec. Dopiero erozja ustroju na przełomie dekad ośmieliła nietypową koalicję ruchów ekologicznych, kościoła, harcerzy i części samorządowców do podjęcia bardziej radykalnych protestów. Po drugie, nieprawdą jest, że elektrownia powstała pod bezpośrednim nadzorem Związku Radzieckiego. To polskie firmy dostarczały i wdrażały większość technologii, w tym także bardziej zaawansowane elementy wyposażenia elektrowni. Po trzecie, powtórka katastrofy z Czarnobyla w przypadku EJ Żarnowiec była mało prawdopodobna. Przede wszystkim ze względu na kompletnie inny typ reaktora i wysokie standardy bezpieczeństwa, potwierdzone wynikami kontroli Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Z książki można wręcz wywnioskować, że śrubowanie rozwiązań projakościowych było jedną z przyczyn opóźnień i, w konsekwencji, niedokończenia inwestycji.
Dane udało się połączyć w zgrabną narrację, będącą barwnym i obiektywnym śledztwem, ukazującym kilka punktów widzenia. Autor – dziennikarz, zajmujący się na co dzień infrastrukturą miejską sporo czasu spędził w terenie. Świadczą o tym przede wszystkim rozmowy z emerytowanymi budowniczymi elektrowni i decydentami inwestycji, mieszkającymi dziś w całej Polsce. Osoby dorastające w Wejherowie czy Redzie na pewno znajdą w książce znajome wątki. Sam uśmiechnąłem się do wspomnień dyrektora ekonomicznego EJ Żarnowiec – ojca kolegi z podstawówki i naturalnego skarbnika w trójce klasowej. Jak również proboszcza, który po latach podobnie jak wiele innych osób w mieście zmienił swój stosunek do projektu. I z zagorzałego przeciwnika przeistoczył się w ostrożnego zwolennika energetyki jądrowej. Reportaż wzbogacają analizy archiwalnych pism urzędowych, wydań lokalnych gazet i akt IPN-u. Te ostatnie pozwoliły analizować odręczne dopiski decydentów na raportach służb bezpieczeństwa, ujawniające ich osobiste zdanie o przebiegu inwestycji.
Może nieco rozczarowuje oprawa graficzna, ograniczona do czarno-białych zdjęć budowy elektrowni, jej pozostałości. Mało dowiadujemy się o powiązaniach elektrowni jądrowej z elektrownią wodną, chociażby w kontekście dalszych losów Lecha Hryckiewicza, głównego dyrektora EJ Żarnowiec. Być może warto byłoby podrążyć mit post-żarnowieckiego mienia ruchomego, na którym miała uwłaszczyć się część okolicy.
Tego mitu akurat nie udało się zweryfikować, bo rozmówcy Autora niechętnie poruszali ten temat. Lekki niedosyt pozostawia skrótowo ujęta rola urzędu wojewódzkiego i Agencji Rozwoju Przemysłu, już po decyzji o zaniechaniu budowy. Dokładniejsze przyjrzenie się logice działań tych instytucji pozwoliłoby rzucić więcej światła na losy innych zakładów przemysłowych w pierwszej dekadzie transformacji.
Zamiast tego oddaje głos głównemu bohaterowi książki, który żałuje przede wszystkim przetrącenia entuzjazmu i karier wielu ludzi oraz utraty szans rozwoju nowych gałęzi przemysłu. Zgromadzone w książce dane pozwalają stwierdzić, że dokończenie budowy byłoby możliwe. Na początku lat 90. gotowość kredytowania wstrzymanej inwestycji wyraził między innymi… rząd Niemiec. Lata mijają i nasi zachodni sąsiedzi tym roku wygasili swe ostatnie elektrownie jądrowe. Takich historycznych niespodzianek znajdziemy w książce wiele. Zostały przedstawione rzetelnie i w przystępnej formie. Debiut Piotra Wróblewskiego powinien zainteresować każdego, a szczególnie osoby zaangażowane w transformację energetyczną.
Artykuł został opublikowany pod tytułem „Jak prześniliśmy sen o polskiej energetyce jądrowej” na portalu wysokienapięcie.pl .